Dobrnęłam do końca, haftowałam po jednej, czasem po dwie niteczki dziennie żeby zbytnio nie przemęczać oczu. Im bliżej było do końca tym bardziej obrazek zaczynał mi się podobać. Ponure kolory, o których pisałam wcześniej, chyba zniknęły kiedy tylko pojawiło się słońce:) Z resztą spójrzcie sami. Zdjęcia niestety robione przy nieciekawej pogodzie za oknem:(
Kilka zbliżeń:
Powiem Wam, że gdyby nie zdjęcia tego obrazka na innych blogach, to bym tego nie ukończyła. Wzór, który posiadałam, nie dość, że był mało czytelny to jeszcze z objaśnieniami po francusku.
I żałuję, że haftowałam na aidzie. To jest wzór przystosowany na len, ponieważ oprócz normalnych krzyżyków, są jeszcze krzyżyki jakby mniejsze o połowę, które na lnie można wyszyć co jedną nitkę, niestety na aidzie wychodzi to nieco pokracznie, co widać troszkę na drugim zdjęciu, fragment z czerwonymi kolumienkami pod światłem latarni.
To chyba była najtrudniejsza rzecz jaką do tej pory wyszywałam, mnogość backstichy i nici metalizowanej pobiła wszelkie rekordy w moim dorobku. Aczkolwiek na nić metalizowaną chyba znalazłam sposób, może się nawet pokuszę na przygotowanie małego kursiku:)
Na tamborek wskoczy teraz kolejna rzecz. Ktoś się domyśli co to będzie?