Z powodu okresu urlopowego, dostawa z Haftixa może przyjść później niż zwykle. Aby skrócić sobie czas oczekiwania postanowiłam powrócić do haftu, który myślałam, że stanie się moim UFOkiem. Wild Westies, bo o nim mowa, zaczęłam haftować w maju ubiegłego roku, skończyłam w lipcu na tym etapie:
Przestałam go haftować z dwóch powodów. Po pierwsze zrobiłam błąd gdzieś na wysokości naszyjnika, którego mimo, kilku godzin spędzonych na poszukiwaniu go, nie mogłam odkryć dokładnie, w którym miejscu tkwi. Nadrobiłam przez to jeden rząd krzyżyków, który zaburzył mi kompletnie haftowanie ponad naszyjnikiem. Co z tego wyjdzie dowiem się po dodaniu backstitchy. Najbardziej mnie martwi jak wyjdzie twarz. I do tego muszę spruć jeszcze górne pióra w kapeluszu, chciałam wyhaftować wszystkie wg wzoru ale przez tą dodatkową linię krzyżyków, troszkę to przekombinowałam i w rezultacie poszły mi o wiele za wysoko.
A powód nr dwa, to źle wyliczyłam wielkość materiału, na górze i na dole nie ma prawie brzegów na oprawę. Została mi resztka aidy, a bardzo chciałam wyszyć ten wzór i tak jakoś na oko zmierzyłam, że się zmieści. Dopiero jak z wyszywaniem dotarłam do brzegów to się zorientowałam, że za mało mam zapasu, a pruć już nie chciałam bo obrazek prawie skończony. Praktycznie pozostały mi same backstitche, które wbiły gwóźdź do trumny, bo jest ich dużo, naprawdę dużo i to w kilku kolorach, czasami dwiema nitkami, czasami jedną. Poległam.
Solennie obiecuję sobie, że codziennie od teraz pobackstitchuję go chociaż trochę. Nie lubie mieć UFOków w moim hafciarskim pudełku. Mam jeszcze jednego z o wiele dłuższą historią ale o nim innym razem.
Pozdrawiam Was gorąco.